poniedziałek, 16 lutego 2009

wizyta Rati


Sobota rozpoczęła się zupełnie spokojnie. To rzadkość, ponieważ kiedy mamy program w domu zawsze robimy sobie „ciśnienie”, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik i żeby goście byli zadowoleni. Tym razem dzień wcześniej uwinęliśmy się ze sprzątaniem i zostało nam tylko gotowanie. Głównym naszym gościem była Rati Manjari Mataji. Piszę głównym, gdyż przyjechała do nas z drugiego końca Polski – reszta ludków nas odwiedzających to osoby tzw. lokalne – czyli te które zazwyczaj nas odwiedzają. Z Rati znamy się już wiele lat. Była to jedna z pierwszych osób, które poznałem wśród bhaktów a o ile dobrze pamiętam poznaliśmy się już w roku 1998 – czyli troszkę czasu minęło. Dziwnym trafem przez te wszystkie lata jakoś nie mogliśmy się spotkać na gruncie lokalnym, zawsze Woodstock lub jakieś większe święto na które jechaliśmy. Podczas tegorocznej zabawy sylwestrowej we wrocławskiej Świątyni umówiliśmy się na przyjazd Rati do nas. Najwyższy czas – myślę sobie. Przez te wszystkie lata książki kucharskie, których Rati jest autorką mają honorowe miejsce w kuchni i praktycznie podczas każdego większego gotowania do nich zaglądam. Myślę sobie – tym razem gotowanie będzie bez książki - autorka pod ręką – wypas :)
Krótko po obudzeniu się otrzymałem smsa - „będę 9.28 na dworcu”. Wyjechałem z domu tradycyjnie „na styk”. Kiedy dojechałem do dworca Rati już czekała z Natalią, która zabrała się z nami. W domu prawie dwie pierwsze godziny przegadaliśmy. Następnie decyzja – wkraczamy do kuchni. No, z taką załogą to coś ukręcimy :) Krótkie ustalenie co kto robi i do dzieła. Powiem szczerze, że poczułem się nieswojo krojąc z Rati marchewkę na jednym blacie. Zazwyczaj to ja uczyłem młode osoby jak ugotować coś wegetariańskiego a tutaj osoba, z której książek czerpałem inspirację stoi obok mnie. Teraz to będzie wiocha – pomyślałem :) Rati jednak zmieniała zupełnie mój „kuchenny plan”. Wyobrażałem sobie, że będzie mnie instruować co i jak oraz co robię źle a tutaj cisza... Mówi: „każdy robi jedno danie – Arjuna, zrobisz warzywka?” Na to moje fałszywe ego odpowiedziało w mojej głowie „zrobię takie, że wymiękniecie ;)” No i zaczęła się zabawa. Rati wzięła się za robienie samosów. Dwa rodzaje – na słodko i na słono. Jedne z jabłkami i czymś jeszcze natomiast drugie z kapustką i ziemniaczkami. Pomagały nam również dziewczyny, chociaż nie pamiętam dokładnie co robiły. Ryż? ;) Do ryżu to co ja ukręciłem w największym garnku. Zawsze jest tak, ze kiedy bardzo się starasz, nie wychodzi tak jak byś chciał. Warzywa były w sosie śmietanowo pomidorowym no i z bólem muszę przyznać, że chyba śmietanka uratowała sytuację. Mam nadzieję, że Krysznie smakowało – On raczej śmietankę lubi :) Około godziny 15tej przyjechali bhaktowie. Najpierw Radhanandini z Dharmasetu, następnie Krsna Karsani z mężem Paranandą oraz mój kumpel Michał. Karsani tradycyjnie przygotowała coś dobrego - dodam, że to mój pierwszy kuchenny guru. Przywiozła odjechanie dobre ciasteczka oraz berfi. Parananda za to wkroczył ze swoim muzycznym sprzętem – tak więc po chwili było już wesoło. Dołączyłem z gitarą i zagraliśmy ok. godzinny bhajan. Nie za długo nie za krótko. Poza tym sąsiadów mamy tolerancyjnych, ale wiadomo – do czasu ;) Po bhajanie Rati dała fajny wykład z Bhagavad Gity. Dyskusja po wykładzie była bardzo ciekawa i każdy na pewno wiele z niej wyciągnął dla siebie. Kolejny raz zrealizowałem, że towarzystwo Wielbicieli to lekcja bhakti w każdym wymiarze, w każdej chwili. Nawet, kiedy nie jesteśmy świadomi tego, ze coś się dzieje, to się dzieje. Myślę, że podobnie jest z naszym rozwojem duchowym. Nie dostrzegamy od razu zmiany, nie zawsze czujemy, że towarzystwo osób zaawansowanych duchowo jest tym, o co powinniśmy zabiegać. Kryszna w każdej chwili nam pomaga, dlatego przyjąłem dla siebie taką strategię, że nawet, kiedy czegoś nie rozumiem – nie spekuluję. Staram się wtedy działać w sposób zgodny z zasadami bhakti w wielokrotnie doświadczyłem tego, że to właśnie działa. Śrila Prabhupada dając nam możliwość zmiany naszego serca był świadomy wszystkiego, co nas na drodze do osiągnięcia sukcesu spotka. Dlatego proces duchowy, który praktykujemy wygląda tak a nie inaczej a zasady, których przestrzegamy nie są po to, aby odebrać nam wolność czy możliwość cieszenie się życiem. Nie. Jest zupełnie odwrotnie. Świadomość Kryszny daje możliwość bycia naprawdę szczęśliwym już w tym życiu, daje prawdziwą wolność. Nasze niepowodzenia w tym procesie są spowodowane błędami, które popełniamy a nie tym, że Śrila Prabhupad się mylił. Chyba znowu popłynąłem w bok i uciekłem od tematu :) Wracamy. Po wykładzie PRASADAM, czyli część na którą co niektórzy czekali ;) Wszystko było naprawdę pyszne – nawet Ci, którzy są na diecie nie odmawiali :) Po prasadam dyskusje w pozycji horyzontalnej, rozmowy dotyczące tegorocznej Ratha Yatry we Wrocławiu. Potem spacerek po którym Parananda i Karsani pojechali do domu. Na noc oprócz Rati zostały Natali i Radha.

Budziliśmy się w różnych odstępach czasu. Może to i dobrze – ponieważ nie było większych kolejek do łazienki. Potem puja, japa, śniadanko, spacerek. Weszliśmy nawet na lód na naszym jeziorze. Jeszcze wczoraj Rati zaproponowała, że zrobimy przed jej wyjazdem coś słodkiego. Padło na makowiec. Dziewczyny stanęły tutaj na wysokości zadanie i zrobiły odjechany makowiec z bitą śmietaną! Mniam – jeszcze dzisiaj po obiedzie miałem go na deser. Pycha. Po południu zawieźliśmy Rati na dworzec. Obiecała, ze odwiedzi nas za dwa tygodnie z Trisamą. Fajnie. Towarzystwo waisznawów to zawsze inspiracja do życia duchowego. Dziękuję wszystkim, którzy nas odwiedzili. Gauranga!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz